Welcome to Hel

Ostatnia aktualizacja 07/02/2021
We’re going to Hel – to zdanie zwykle wprawia w ruch karuzelę śmiechu. Już w drodze do Helu, na facebooku zaczynają pojawiać się piekielnie zabawne wpisy i tylko konserwatywni mieszkańcy Pomorza płaczą po kątach.
Highway to Hel
Jeszcze nie wsiądziesz na prom, a już zaczniesz zgrzytać zębami. Oczekiwanie do wejścia na pokład bywa doświadczeniem niemal traumatycznym. Współpasażerowie kłębią się i wszczynają mikro-jatki. Kto był przed kim w kolejce, kto komu nadepnął na odcisk, kto wywołał wilka z lasu, czyja kosa trafiła na kamień, a komu szydło wyszło z worka.
Chcesz pogrążyć się w tym chaosie?* Wskocz na prom do Helu na jednej z trzech przystani. Tramwaj wodny zabiera pasażerów z Targu Rybnego w Gdańsku, mola w Sopocie i gdyńskiej przystani przy Skwerze Kościuszki. Bilet w jedną stronę to koszt 40 zł, a jeśli chcesz wrócić impreza będzie Cię kosztować 80 złociszy. Latem prom wypływa codziennie, a rozkład jazdy możesz zobaczyć tutaj.
*Nie chcesz? Możesz udać się w długą podróż koleją lub złapać w Karwii kontrowersyjną linię 666, która w pewnych kręgach uważana jest za składnik antychrześcijańskiej propagandy. Gdyński PKS zresztą, został wezwany do zmiany numeru autobusu z piekła rodem 😉

What the Hel?!
Gdy nadejdzie Twoja kolej szybko pokonaj trap, złap mocno za reling i zamknij oczy. Daj się rozkołysać płaskim falom zatoki. Wyobraź sobie jak z mozołem wciągasz na pokład sieć pełną śledzi. W ostatnich latach połowy są obfite, a Twoje ręce pełne roboty. Niech to piekło pochłonie!
Ocierasz pot z czoła, a dłoń układasz w daszek. Przed Twoimi oczami majaczy ląd. Łacha piachu, styrane drewniane łajby i wieża kamiennego kościoła. Im bliżej do celu, tym donośniejsze stają się pokrzykiwania z pobliskich targowisk. Parę lat temu niejaki Świętopełek nadał Helowi prawa miejskie. Miasteczko przeżywa swój rozkwit.
Dobra passa trwa zaledwie 200 lat. Hel nieustannie obmywany wodami Bałtyku raz po raz zmienia położenie. Morska otchłań wciąga wąski pasek lądu ziarnko po ziarnku. To, a także liczne ataki i dręczące miasteczko pożogi sprawiają, że Hel biednieje i traci znaczeniu. Na jago nieszczęściu bogaci się widoczny na horyzoncie Gdańsk.
Hel yeah!
Wróćmy do rzeczywistości. Dlaczego lubię Hel? Po pierwsze to idealny cel jednodniowej wycieczki z Gdańska. Po drugie ja po prostu MAM DO NIEGO SŁABOŚĆ! Pełno tam straganów z szajsem, a na głównym deptaku człowiek ociera się o człowieka. Na przekór czuję się w tym turystycznym piekle wybornie.
Wysiadam z promu i maszeruję pod ceglastą latarnię morską. Skręcam w lewo, zwalniam i cieszę się zapachem boru sosnowego. Już tylko krótki spacer dzieli mnie od pięknej i mniej popularnej plaży przy zejściu nr 66. To tam prowadzę dla znajomych warsztaty pt. Każdy może wykopać pod sobą dołek (tak naprawdę mam diabelnie dobry plan na przekop do Australii).
Na pytanie co zobaczyć na Helu nie znam poprawnej odpowiedzi. Po prostu posadź pupę na piasku i odpocznij. Na godzinę przed powrotem zacznij spacer brzegiem morza na koniec Polski. W połowie drogi możesz wdrapać się na jeden z drewnianych pomostów nad wydmami. Z tego poziomu nie tylko zrobisz fajne zdjęcia, ale być może w gąszczu traw wypatrzysz miejscowe pluszaki.
Drewniany szlak doprowadzi Cię do Kopca Kaszubów. Powiem szczerze: nie warto poświęcać mu wiele uwagi. Monument (czyt. kamolce ustawione w stos) powstał w roku 2013 (!) w efekcie inicjatywy oddolnej lokalnego związku Kaszubów. Istnieje plotka, że obelisk ma przypominać opowieści o Stolemach. Spokojnych i sympatycznych olbrzymach, które swego czasu bawiły w tej okolicy. Strzel sobie kilka uśmiechniętych selfiaków i rusz ku przystani. To właśnie tam czeka na Ciebie budka z lodami rzemieślniczymi. Powiem prosto z mostu – te lody są grzechu warte! Z rożkiem wypchanym po brzegi pysznościami usiądź w jednej z drewnianych altan Parku Wydmowego i poczekaj na ulubiony spektakl Matki Natury: zachód słońca nad Zatoką Pucką.

No to fru na Facebooka!
Będzie mi szalenie miło, jeśli dołączysz do mojej społeczności na Facebooku.
Urocze zdjęcia. Wieki całe nie byłam na Helu i już zaczyna nam się tęsknić za tą częścią nadbałtyckich terenów. Nawet ostatnio rozmawialiśmy na ten temat. Może ten tekst przechyli szalę i w końcu zrealizujemy swoje plany 🙂
Ja w tym roku byłam pierwszy raz w życiu potem jeszcze parę razy 🙂 Na koniuszku Polski jest cudownie.
Wstyd się przyznać, ale na Helu nigdy nie byłam, jakoś zawsze ciągnie mnie w innych kierunkach, ale piękne zdjęcia i super wpis! 🙂 Pozdrawiam ciepło!
Ja w tym roku byłam pierwszy raz w życiu 🙂 Wcześniej też jakoś mnie nie ciągnęło.
Świetny post, byłem na Helu kilka razy. Chciałbym znowu wybrać się nad polskie morze, kiedy tylko będę w PL. Pozdrówki!
Polskie morze jest bardzo spoko! 😀
Jeszcze się mówi: Can I have two tickets to Hel, please?
Normalnie siedem kręgów piekła 😉
Bardzo dawno temu byłam na Helu, kilkanaście lat już będzie… czas wrócić. Może jesienią?
Jesienią na stówkę będzie cudnie 🙂 Puste plaże i surowy urok północy – nie mogę się doczekać!
Ostatnio byłam na Helu po sezonie, jedna otwarta knajpka i wszędzie pusto. Było uroczo:-) Ładne zdjęcia.
Nie mogę się doczekać, aż sama poznam uroki tej części Polski po sezonie 😀
Od lat nie byłam na helu, ale najchętniej przejechałabym się po całym półwyspie i w końcu zobaczyła te kultowe miejscowości.
Ja się czaję na wycieczkę rowerową tylko najpierw muszę ogarnąć tutaj rower 🙂
Aaaale piękny wpis powstał dzięki takim zdjęciom! Uwielbiam polskie morze, a z Helem mam wyjątkowo dobre wspomnienia.
A w moich wspomnieniach wciąż tylko ten przekop do Australii … 😛
Ja też lubię Hel i wpadam do niego jak tylko jestem w pobliżu półwyspu. To miejsce, które darzę pewnym sentymentem.
I pięknie 🙂
Tez mam słabość do Helu, do tych kempingów i maniakalnego wyczekiwania na wiatr 🙂
Kempingi mają super klimat 😉 Maniakalne wyczekiwanie na wiatr? Surfujesz?
Świetnie <3
Hel odwiedziłam tylko raz w moim życiu, ale od dłuższego czasu planuję tam zajrzeć poza sezonem, bo jest tam co robić.