2020

Ostatnia aktualizacja 07/02/2021
2020. Oszalał już na wstępie. Potrząsnął posadami świata i pokazał nam wszystkim podwójnego “fucka”. Dla mnie był jak jazda na rollercoaster. Było straszno, ale koniec końców całkiem fajnie.
Odcięłam się. Od złych wiadomości, licznika nowych przypadków, naukowych rewelacji. Włączyłam tryb “przetrwanie”. Jestem w nim świetna. Ciszę wokół mnie upchnęłam szczelnie pod rzodkiewką, na samotności posiałam pomidory, a strach przetkałam bazylią.
Zaakceptowałam. Kolejne odwołane loty, nadgodziny w pracy, życie upchnięte w kubistyczne formy mieszkania. Włączyłam tryb “nadziei”. Zmieniłam podróżnicze plany, dobrze wykorzystałam samodzielne święta, zajęłam się porządkami na blogu.
Doceniłam. Wiadomości i telefony od osób, którym na mnie zależy. Włączyłam tryb “społeczny”. Wieczory wypełniłam wirtualnymi rozmowami, toastami i odświeżaniem codzienności.
Uciekłam. W kolejne podcasty, seriale i książki. Włączyłam tryb “otępienie”. Zabiłam myśli kolejnym odcinkiem Easy, płacz na końcu nosa zatrzymałam kolejną kartką książki, a gorzkość łez osłodziły mi wszystkie moje przyjaciółki Idiotki.
Wrzuciłam wsteczny. Wróciłam wspomnieniami do momentów, które składały się na szczęście. Włączyłam tryb “drzewiej bywało”. Skręciłam rower, przeżyłam pełną zwrotów akcji podróż na tej czarnej bestii, zrobiłam porządki.
Rozpadłam się. Wśród biletów lotniczych, pocztówek, koncertów, zdjęć. Włączyłam tryb “strata”. Pozwoliłam spoliczkować się każdej utraconej godzinie, kilometrom dzielącym mnie od najbliższych, przymusowej samotności.
Przestraszyłam się. Tej samotności właśnie. Włączyłam tryb “rozpacz”. Potknęłam się na nigdy nie wypowiedzianym słowie żegnaj, wbiłam w śródstopie dom z klocków lego, żeby na koniec wypierdolić się na rozlanej miłości.
Poznałam. Wszystkie moje demony, od których uciekłam w podróże, pisanie, fotografię. Zamiast nowego trybu pojawił się error. Żeby go naprawić skupiłam się na sobie.
Odkryłam. Największe cienie i blaski. Pozaglądałam do szuflad pełnych spraw niedokończonych, zranionych uczuć i tęsknoty. Rozwinęłam te najbardziej skołtunione wątki i wyciągnęłam z nich lekcje.
Posprzątałam. Skleiłam popękane serce, rozluźniłam spięte stresem skronie i poukładałam kolorami emocje. W ogarniętej rzeczywistości na nowo zobaczyłam siebie.
Zrozumiałam. Co mam, za co jestem wdzięczna, a czego mi brakuje. Dom przestał być gdzie bądź. Znalazłam na niego miejsce. Czeka, aż rozłożę swoje bambetle.
Podzieliłam. Łagodną rzeczywistość między siebie i wszystkich ważnych ludzi. Jest mi tu i teraz autentycznie, a przede wszystkim dobrze.
Autorką zdjęcia nagłówkowego jest: Kira Schwartz, paxels.com
No to fru na Facebooka!
Będzie mi szalenie miło, jeśli dołączysz do mojej społeczności na Facebooku.