Gefeliciteerd Haarlem!

Ostatnia aktualizacja 22/02/2021
23 września, Haarlem. Pierwszy dzień kalendarzowej jesieni. Mieszkańcy miasta rozwieszają proporce, dmuchają balony, na szczebelkach dziecięcej drabinki przywieszają piniatę wypełnioną po brzegi łakociami. Nie wiedzą czemu. Nieznana siła podpowiada im, że to ważne. Tego samego dnia wsiadam do żółto-niebieskiego pociągu. To moje urodziny i jadę zobaczyć Haarlem.
Urodziny u rodziny
Bliżsi i dalsi znajomi często pytają mnie, czemu wciąż i wciąż wracam do Holandii. Odpowiedź jest prosta: tam jestem najzwyczajniej w świecie szczęśliwa. Słony wiatr wprawia w ruch turbiny optymizmu, woda zamknięta w kanałach uspokaja umysł, a ludzie uśmiechem wyciągają z najgłębszej depresji. Gdy staję na płaskiej jak stolnica płycie Schiphol głęboko w środku rozpala się uczucie przynależności. To tam budzący się dzień nie jest wyzwaniem, a przygodą. Tam rysy łagodnieją i wszystko wydaje się proste. W zasadzie nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czemu tak się dzieje. Myślę, że mnie i Holandię łączy szczególna więź. Ja opowiadam o niej ludziom w dalekiej Polsce, a Holandia obdarza mnie w zamian mocą pięknych zdarzeń.
Tak było i tym razem. Postanowiłam spędzić urodziny w Amsterdamie, bycząc się w słońcu i popijając lemoniadę z chmielu. Stało się inaczej: COŚ pchnęło mnie ku Haarlem. Choć generalnie wierzę w losowość zdarzeń tym razem jestem skłonna powiedzieć:
Przypadek? Nie sądzę…
23 września los rzucił pod me stopy parę strzałek wymalowanych na chodniku kolorową kredą. Poszłam za nimi w ciemno i trafiłam w sam środek przyjęcia urodzinowego. Niewielkie podwórko wypełniały pękate balony i girlandy z bibuły. Na szczebelkach drabinki szpakowaty jegomość zawieszał piniatę z brzuchem pełnym łakoci. Tego dnia urodziny obchodziła młodsza ode mnie o kilkadziesiąt lat dziewczynka. Nie próbuję nawet zaprzeczyć magii, która się tego dnia wydarzyła. Dwie jesienne dziewczyny podzieliły się kawałkiem tortu i weszły w kolejny rok życia pod niebem Haarlem. Nie dziwota, że darzę to maleńkie miasteczko szczególnym uczuciem. Muszę też przyznać, że pisanie o nim sprawia mi nie tylko radość, ale również wzrusza.

Domek z piasku
Gdy mówisz Haarlem myślisz… ? Miałam podobnie. Zanim zakochałam się w Holandii bez reszty Harlem był dla mnie ciemną plamą na mapie Nowego Jorku. Dzielnicą, w której półświatek dzieli przestrzeń z nowoczesnym miastem. W skojarzeniu tym w zasadzie nie ma nic dziwnego. Myślę, że możemy przyjąć w uproszczeniu, że migranci – choć brakowało im kreatywności w nameingu – byli pionierami metody copy-paste w nazewnictwie. Założony przez Petera Stuyvesanta Nieuw Haarlem, miał być dla nowych osadników namiastką Holandii. Domem z piasku wzniesionym za głębokimi wodami oceanu. Nie mam tu na myśli metaforycznej niestabilności materii czy sypkości więzi między kolonistami. Po prostu istnieje plotka, wg której pierwotne imię pradziadka Harlemu było wynikiem miksu trzech słów: haar, lo i heim. Haarloheim – w wolnym tłumaczeniu – było więc domem wzniesionym na piaszczystej ziemi, która porządnie obrosła lasem.

Komar nie siada
Mieszkańcom Haarlemu od początku nie było łatwo. U schyłku średniowiecza zyskali żartobliwe przezwisko haarlemse muggen. Na pytanie dlaczego byli nazywani moskitami nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jedna z teorii zakłada, że w okolicy Haarlem w owym czasie latały chmary komarów. NUDA! Kolejna, o wiele ciekawsza, mówi o tym, że wg sąsiadów harlemczycy byli małostkowi, złośliwi i korzystali z każdej okazji do szydery. Kąśliwe uwagi były ich domeną, a szukanie dziury w całym hobby. Trzecia wspomina o czarownicy, która puściła focha. Wg tej opowieści czarująca niewiasta chciała skłonić mieszkańców Haarlem do słuchania jej rozkazów. Nie działały prośby i umizgi więc użyła groźby: jeśli nie zaczną tańczyć jak ona im zagra zamieni wszystkich w komary. Następnego dnia wokół wieży Katedry św. Bawona latała czarna chmara skrzydlatych żyjątek.
Choć przypięta za dawnych czasów łatka miała negatywne znaczenie haarlemczycy nic sobie z tego nie robią. Mówią o sobie mugjes z dumą i sentymentem, a komar jest stałym elementem komunikacji miasteczka. Towarzyszy wydarzeniom kulturalnym i artystycznym. Zdobi koszulki i okładki książeczek dla dzieci.

Just do it!
Mam nadzieję, że w Twoim umyśle nie majaczy obraz haarlemczyków, którzy z mozołem machają maleńkimi skrzydełkami bzycząc przy tym radośnie. W mieszkańcach tego małego miasteczka drzemie również siła i ogromne pokłady pomysłowości. To właśnie tu pojawiło się kilka ważnych historycznie i innowacyjnych projektów. Jakich? Ano na przykład nad Grote Markt i Kościołem św. Bawona wzbił się w powietrze pierwszy aeroplan Antona Fokkera o wdzięcznej i zaskakującej nazwie Pająk. Dziś nowoczesne fokkery są składnikami floty linii lotniczych KLM i Transavia. To właśnie nimi najczęściej podróżuję między Polską a Holandią 🙂 Pośród niskich kamieniczek Haarlemu przechadzał się również Laurens Janszoon Coster – główny konkurent Gutenberga w konkursie o tytuł Małego Wynalazcy Sztuki Drukarskiej. Krocząc szlakiem historii powielania tekstu natrafiłam też na informację, że w Haarlem wydawany jest dziennik Haarlems Dagblad, który uważany jest za najstarszą wciąż wydawaną gazetę na świecie. Powiem szczerze, że nie wiem na ile jest w tym prawdy ponieważ nie znalazłam tej informacji w światowych źródłach, a Holendrzy – no cóż – mają pewne skłonności do megalomanii 😉

Boski dzień w Haarlem
Mimo, że Haarlem jest niewielki mam świadomość, że wiele fajnych miejsc przegapiłam. Tak już mam: przedkładam niespieszną włóczęgę nad ścisłe trzymanie się planu. Lubię poznawać miasto spacerując, słuchając lokalnych mieszkańców i szukając kadrów. Chłonę prozę codziennego życia jak gąbka. W tej małej mieścinie zachwyciły mnie uliczki, podwórka i niskie kamienice. Haarlem nie jest miastem stworzonym do zwiedzania w biegu dlatego i Ciebie zachęcam do przechadzki. Zaglądnij w każdy z kątów, zachwyć się spokojem czarujących podwórek i przysiądź na ławce przy Vissersbocht. Nieopodal niewielkiej przystani i białego, zwodzonego mostku.
Uparcie chcesz konkretów?
OK! Na mapie oznaczyłam najważniejsze miejsca, które wg mnie warto zobaczyć w Haarlem. Przede wszystkim polecam trzy podwórka: Proveniershof, Brouwershofje i Hofje von Oorschot, z którego cudnie prezentuje się charakterystyczna wieża Kościoła św. Bawona. Jeśli jesteś fanem turystyki kulinarnej na mapie znajdziesz również parę punktów z szamankiem. Godne uwagi są lokalne przysmaki na targu przy Grote Markt: ryby, typowo holenderska smażenina, świeże stroopwafle i boskie pieczywo! To ostatnie w Holandii naprawdę jest mega!
- Podwórka: Proveniershof, Brouwershofje i Hofje von Oorschot
- Grote Markt
- Protestancki Kościół św. Bawona
- Ratusz czyli tzw. Stadhuis
- De Waag – budynek, w którym do 1915 r ważono towary
- Amsterdamse Poort – strażnica
- Wiatrak -> Adriaan
- Katolicką Bazylikę św. Bawona
- km
- mile
Jak dojechać do Haarlem z Amsterdamu?





Z Amsterdamu do Haarlem dowiozą Cię wagoniki pociągu. To jedna z najłatwiejszych i najszybszych tras jaką możesz obrać. Podróż kosztuje około 5,5 euro w jedną stronę i twa zaledwie 20 minut. Ponieważ przez Haarlem przejeżdża sporo pociągów skorzystaj z wyszukiwarki połączeń 9292.nl (Android, iOS). Tak znajdziesz najszybsze połączenie 🙂




No to fru na Facebooka!
Będzie mi szalenie miło, jeśli dołączysz do mojej społeczności na Facebooku.
Pięknie, kolorowo, klimatycznie 🙂 Te zdjęcia przypomniały mi, że wiosna zbliża się wielkimi krokami. Chciałabym się tam teraz znaleźć 🙂
Wiosną też pewnie jest pięknie 🙂
Kurcze, Harlemu zupełnie nie było na mojej liście a tu takie cudeńka. Będę musiała odwiedzić jak znowu trafię do Holandii 🙂 Zapisuję!
Warto, Haarlem jest uroczym miasteczkiem 🙂
Świetnie jest spędzać urodziny w miejscu, które jest nam bliskie 🙂
Prawda? Moim zdaniem najlepsze uczucie ever i cieszę się, że sobie taki prezent sprawiłam 🙂
Opisujesz ten kraj z taką miłością, że aż mi smutno, że nigdy tam nie byłam!
Awwww <3 Ale, że Ci smutno to popieram! Jedź!
Zwróciłam uwagę na to co poniżej w komentarzu, z ogromną miłością piszesz o tym miejscu. To się aż czuje czytając 🙂
Ojeju ojej 🙂 Szalenie mi miło i cieszę się, że mój fiś jest tak odczuwalny 😀
Super wpis 🙂 widać, że pokochałaś miejsce 🙂
Dzięki!
Po Twoim wpisie na pewno będę pamiętać o Haarlem 🙂 Świetny artykuł i klimatyczne zdjęcia przenoszące w to miejsce 🙂
Cieszę się, że Cię wirtualnie przeniosłam do Haarlem, To radość porównywalna do otrzymania teleportera od św. Mikołaja!
Haarlem jest urocze 🙂 I widać, że Ciebie również oczarowało 🙂 Mieszkam na północy Niderlandów, ale bardzo lubię też te okolice 🙂
W tym roku mam zamiar zwiedzać północ! 🙂 Marzy mi się szczególnie ta wyspiarska część 🙂
Pięknie opisujesz tę przestrzeń, naprawdę czuć, że wiele dla Ciebie znaczy!
Dziękuję! 🙂
Nie dziwię się, po tym wpisie że kochasz to miejsce. Wspaniale zdjecia, cudowny tekst!
Dziękuję Kasiu. Faktycznie, to jedno z moich ukochanych miejsc. Choć przyznać muszę, że 95% miejsc w Holandii, które miałam okazję zobaczyć należy do ulubionych 😉
Urokliwe to Haarlem. Co prawda na początku pomyślałam, że poleciałaś na inny kontynent 😉 Widze, że i w Holandii da się znaleźć cudne, wąskie uliczki – kompletnie inne niż na południu Europy, ale ze zdjęć wnioskuję, że niemniej klimatyczne.
A pewnie. Holandia w zasadzie jest ich pełna. To kraj małych miast, dobrych sąsiedztw i sielskiej atmosfery 🙂
Gdyby Haarlem nie byl(o) w Holandii, to nigdy bym stamtad nie wyjechala! tam jest wszystko, czego potrzeba do zycia- rozrywka, targi, rozne szkoly, drogi rowerowe, blisko do lotniska, wybor w sklepach i restauracjach, dobry fryzjer i promocje w Douglasie.. Troche zatesknilam za mieszkaniem tam. Ale musisz koniecznie wrocic i pojsc na frytki i pizze do Pizza bakers, a wieczorem nad kanal do De Oerkap!
Wrócę! Obiecuję 🙂 Haarlem jest cudnym miasteczkiem i kompletnie nie wiem jak to się dzieje, że dzień nie starcza na takie maleństwo – oczywiście w ujęciu turystycznym 🙂
Piękne miejsce i fajnie pokazane 🙂 bardzo zachęcająco 🙂