Egmond aan Zee – wydmy chaosu

Ostatnia aktualizacja 07/02/2021
Egmond aan Zee – po naszemu Ehmond na Plaży. Tutaj też miało mnie nie być. Powiem Ci (ale nieoficjalnie), że po powrocie z Holandii wygrzebałam stare podręczniki do geografii. Zaczęłam wertować zakurzone stronice w poszukiwaniu takich zjawisk naturalnych jak: Północny Wiatr Spontaniczności albo sekretnych krain geograficznych. Wydmy Chaosu byłyby akuratne.
→ Na początku był chaos
Szukając ciekawych miejsc w Holandii trafiłam na piękne zdjęcia znad Morza Północnego. Zimna żółć traw, sinoniebieskie grzywy morskich fal, a ponad nimi groźny grafit zasnutego chmurami holenderskiego nieba. Bajka.
Znalazłam Park Narodowy znajdujący blisko Amsterdamu w niewielkiej miejscowości Bloemendaal oczywiście aan Zee. Zapisałam wszystko w kajecie bo ja należę do tych osób, które mają n a p r a w d ę ś w i e t n ą pamięć z tym, że krótką. Do tego gubię się na prostej drodze (często pary razy…).
Chwilę przed wylotem na instagramie (a może to był flicker) mignęło mi zdjęcie z okolic Egmond aan Zee i Bergen aan Zee. Podniosłam lekko lewy kącik ust w czymś co prawdopodobnie miało być uśmiechem ale wyszło jak zwykle. Niezrażona oznajmiłam samej sobie: Magdaleno, jedziemy!
→ W drodze nad Morze Północne
Wystartowałam ze stacji Amsterdam Centraal w żółto-niebieskiej bestii zdążającej do Den Helder. Przez myśl przeszło mi, żeby pojechać na sam skraj Europy, ale jak wiesz mam już pewne doświadczenie w podróżowaniu na gapę holenderską koleją. Tym razem chciałam zdobyć sprawność Pełnosprytnej Pasażerki.
Mniej więcej po 15 minutach podróży zaliczyłam walkę z zatykającymi się uszami. To znak, że pociąg właśnie przetoczył się przez tunel zbudowany pod rzeką IJ (Ej!). Oczywiście wpadłam w lekką panikę bo bardzo nie lubię jak ciśnienie zmienia się znienacka. Osobiście uważam, że zmiany ciśnienia powinny być zapowiadane z dwutygodniowym wyprzedzeniem (i to na piśmie!). Współpasażerowie tłumaczyli, że to tylko “głęboki tunel” pod wodą i nie muszę się lękać. Tiaa, to bardzo krzepiące.
Po 40 minutach podróży wysiadłam planowo na dworcu w Alkmaar. Stąd na miejsce zawiózł mnie czerwony autobus 165 linii Connexxtion słynącej z braku poszanowania do rozkładów jazdy.
Zanim zabiorę Cię do Egmont aan Zee wykorzystując meandry mojego tajemniczego umysłu włącz proszę Wujka Ludwika. Nazwa utworu jest nieprzypadkowa!
→ Halo, czy tu Polska?
Wysiadłam na jednym z przystanków blisko plaży. W zasadzie to niczym leming poczłapałam za ekipą z dmuchanymi delfinami, ręcznikami przewieszonymi przez ramię i piłkami plażowymi. W środeczku wykiełkował lęk, że plaga parawaningu opanowała również plaże Północy. W oczy rzuciły mi się typowe dla nadmorskich kurortów budynki. Szczerze mówiąc poczułam się trochę jak u siebie. Niektóre z nich do złudzenia przypominły domy wczasowe z czasów PRLu. Pełno tam sanatoriów i koloniehuizen (domów kolonijnych). Brakuje tylko straganów uginających się od bursztynowej biżuterii. Zmarszczczyłam nos z dezaprobatą, a z ust wydobobyłam coś na kształt: Pfff.
Jednak już po paru metrach trafiłam tam, gdzie północny styl życia, architektury i hmm… wszystkiego jest już bardzo widoczny.
→ Na plaży, na plaży fajnie jest!
Z pomostu obserwowałam jak na piachu opalają się wczasowicze. Dwóch mężczyzn ciągnęło nad brzeg niewielki katamaran. Dzieciaki z zaangażowaniem machały podbierakami łapiąc do wiader meduzy.
Czułam jak słony wiatr rozwiewa mi włosy, a promienie słońca rozświetlają ramiona. Wciąż nie mogłam się nadziwić, że nieba nade mną nie zasłaniała ani jedna chmurka. Było ciepło, pięknie i tak spokojnie – jakbym znalazła się daleko, bardzo daleko od dżdżystej Holandii.
Zdjęłam buty, a moje stopy powoli zapadły się w ciepłym piasku. Moja dusza – na co dzień tak spokojna – wyrywała się w podskokach do przodu. Popędziła naprzeciw małemu marzeniu: ujrzeniu jednej z najpiękniejszych plaż położonych w sercu Holenderskich Diun.
Spacerowałam wzdłuż brzegu obserwując dzieciaki. W nich chyba najpełniej widać styl życia mieszkańców tego niewielkiego kraju. Tu dzieci mogą się pobrudzić, pobiegać samopas i robić fikołki na piachu.
Jedno tylko mnie oburzało. Ba, doprowadziło nawet do tego, że marudziłam pod nosem:
Eeeeno, dlaczego Was nie jarają muszelki!?
Serio, pod moimi nogami leżały tysiące małych i większych skarbeńków. Wystarczyło się schylić i nie ruszając z miejsca człowiek zbierał 2 kg.
→ Wydmy Chaosu
Wiedziony niewielką fiksacją (taką tyci tyci), która opanowała mój umysł już kilka tygodni przed wylotem ruszyłam ku spełnieniu kolejnego z marzeń – Dutch Dunes. To w Egmond aan Zee znajduje się jeden z Parków Krajobrazowych, w którym mogłam nacieszyć oczy piaszczystą granicą między tym co boskie, a tym co holenderskie.
Stojąc pośród piachu rozmyślałam (serio!) o zaciętej walce pomiędzy wodą i człowiekiem. Miałam świadomość, że woda nie traktowała miejscowych rybaków ulgowo. W 1570 roku powódź Allerheiligenvloed skróciła Egmond aan Zee o 50 domostw. 200 lat później morze przykryło kolejnych 37 budynków. Mimo to, mieszkańcy zostali.
Błądząc po wydmach. co parę minut naciskałam spust migawki, aby zatrzymać na dłużej otaczające mnie piękno. Jeszcze byłam spokojna, ale już za chwilę miał rozegrać się koszmar Człowieka-Fotografa. Czułam bowiem w środeczku, że coś jest bardzo nie tak. Włoski na karku jeżyły się, a serce biło coraz głośniej. Nadeszła ona. Potworra z głębin o budzącym trwogę imieniu Od Kilku Godzin Ustawiona Za Wysoka Wartość ISO. To przez nią większość zdjęć z rezerwatu popisowo schrzaniłam 🙁
→ Moc ludzkich uśmiechów
To co w podróżowaniu lubię najbardziej to ludzie, których spotykam na szlaku. Nie ze wszystkimi rozmawiam, ale bacznie obserwuję i kolekcjonuję te obrazy na półkach mojego serducha. Egmond aan Zee to kolejne miejsce na mapie Holandii, w którym byłam jedynym z niewielu obcokrajowców. Lokalsi nie byli przygotowani na moją obecność. Obsługa w restauracji przy plaży nie znała angielskiego więc dogadywaliśmy się na migi i z niewielką pomocą innych gości. Kucharz ugościł mnie naleśnikami (jak u mamy!) i kompotem truskawkowym (serio!), a kelnerki co chwilę podlatywały do mnie pytając: Hud? 😉
Z kolei inni tubylcy pomogli mi wrócić na stację autobusu. Bateria w telefonie dokumentnie się rozładowała i nie mogłam skorzystać z nawigacji. Choć wiem, ze bez ich szczególnej pomocy trafiłabym szybciej to ta gonitwa po miasteczku zapadła mi mocno w pamięć. Nie zamieniłabym tego wspomnienia na żadne inne 🙂 *
Poza tym to dzięki nim trafiłam do Raju Dla Cyklistów!
*Nadmieniam, że przez nich omal nie spóźniłam się na ostatni autobus jadący do Almaar!
→ Serio dotarłeś aż tutaj!?
W nagrodę dostajesz Egmond aan Zee na mapie 😉 😛
- km
- mile
Piękne miejsce nad morzem, polecę siostrze, która mieszka w Holandii. Gratuluję znalezienia takiego cuda. 🙂
Ja polecam 🙂 Choć nie jest to must see dla przeciętnego zjadacza chleba.
Jakie piękne zdjęcia i piękne miejsce! Chętnie bym się tam dzisiaj przeniosła:)
Ja też bardzo chętnie choć trochę obawiam się, że o tej porze roku deszcze mogą przeszkadzać w opalaniu.
Wow, super miejsce! Chetnie sie tam wybiore jak bede w Holandii! 🙂
Piękne jest też pobliskie Bergen (tzn. zdjęcia tak podpowiadają) i rezerwat w Castricum 🙂
Cudowne miejsca, cudowne zdjęcia 🙂 Az brak słów 🙂
Dzięki 🙂
Morze północne jak dla mnie przywołuje dreszcze, kojarzy sie tylko z zimnem 🙁 A na punkcie muszelek też mam fioła, zbieram zawsze i wszedzie zamiast odpoczywać. Nagroda za przeczytanie tekstu suuuuper! 🙂
Dla mnie pogoda była bardzo łaskawa. Produktem deficytowym był krem z filtrem 😉
Cudowne miejsce i super przygoda, zgubić sie w miasteczku pełnym miłych ludzi. A zdjecia rzucają na kolana po prostu
Och, dziękuję!
PS. U mnie gubienie się to w zasadzie codzienność 😛
no właśnie dlatego nikogo nie jaraly muszelki, podaż dużo wieksza, to i popyt mniejszy 😉
piateczka z tym iso. kilka razy w zyciu się nacięłam i to co potem wywolalam z rawów było, no cóz, na pamiątkę. fajnie jeszcze jak są trudne warunki oświetleniowe i z rawów sie przeskoczy na jpg. polecam, niesmigielska.
Kogo ja widzę w moich skromnych progach!
Przede wszystkim dziękuję za taką wspaniałą wycieczkę, choć do filiżanki kawy, jednak zdjęcia w pełni podrażniły moją podróżniczą duszę. Wspaniale uchwycone miejsca, tak jak lubię. 🙂 Nabrałam chęci, aby wszystko rzucić i tam pojechać. 🙂
Iza, codziennie rano myślę o tym samym 😉
Mnie ostatnio zafascynował krajobraz Gotlandii, te wybrzeża, klify, latarnie, tak chciałabym tam się udać z całą rodzinką, pokazać dzieciakom kawałek świata. 🙂
Zaraz lecę poprosić Wujka Googla o zdjęcia 🙂
Pewnie większość podróżujących po Holandii, kończy na Amsterdamie. Mi też nie przyszłoby do głowy, że jest tam coś jeszcze, a tu proszę:) Chociaż nie, przepraszam, przypomniałam sobie, ze jako małe dziecko byłam w Rotterdamie w porcie, jako dziecko marynarza:)
Jako Samozwańczy Ambasador Niderlandów postanowiłam sobie pokazać różnorodność tej małej krainy 🙂 Bo Holandia to nie tylko zielarstwo, rowery i kanały 🙂
Ale tam pięknie! Myślę, że w takiej scenerii wypoczęłabym i zresetowałabym się.
Morze faktycznie ma w sobie opcję resetu 🙂
Kocham morze, uwielbiam – zimne, ciepłe, nie ważne. Nie umiem bez zapachu morskiej bryzy żyć. Wielką wodę muszę mieć w zasięgu wzroku 😉
Ja cierpię, że tak do tego morza mam daleko! Za daleko!
W Holandii takie cuda? Hm… 🙂 Piękne zdjęcia 🙂
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz u mnie 🙂
Aga 🙂
Nie ma za co 😉
Ale pięknie! No mnie jarają muszelki bardzo! I pewnie bez tych 2kg bym w ogóle z tej plaży nie wyszła! 😀 Pozdrawiam, Kasia.
Ja musiałam decydować – aparat albo 2kg muszelek 🙁
Mieszkalam ponad rok w Zandvoort aan Zee, ale jedyne co lubilam, to wlasnie bliska odleglosc do Bloomendal. Wydmy, zwierzeta i spokoj (czego np nie uraczysz w Amsterdamie) to jedyne, co podobalo mi sie w Holandii.
Zazdroszczę! Chciałabym kiedyś zrobić sobie gap year i pomieszkać w Holandii trochę dłużej.
Bardzo klimatyczne miejsce. I to z tak dogodnym połączeniem ze stolicą kraju. Super, że się podzieliłaś informacją o nim 🙂
Co prawda, moje serce bezapelacyjnie należy do gór, ale krajobrazy na Twoich zdjęciach też kuszą, oj kuszą…
A to Ci powiem w takim razie, że w Holandii jest… góra. Jedna 😛 I o ile dobrze pamiętam ma 300 m. n.p.m. 😉
Oglądaniem takich obrazków motywuję się, żeby wytrzymać jakoś te nadchodzące kilka miesięcy i potem znów przyjdzie piękno, ciepło i słońce! 🙂
Marcin, ja dziś zastanawiałam się czy nie okleić nimi okien 😉
Wiesz co, to nawet nie jest głupi pomysł, mało tego, to całkiem świetny pomysł! Można by np. wydrukować takie większe plansze i zamiennie instalować sobie na oknie z podświetleniem na tyle, aby w ciągu naszej krakowskiej szarówy, widoki przypominały nam o cudownych miejscach i ładowały nasze baterie! 🙂
Dzięki za tego posta! W Holandii byłam tylko w Amsterdamie i jakoś w ogóle nigdy nie myślałam o niej w kategorii miejsce na wypoczynek na plaży! Jestem zaskoczona 🙂 No i te muszelki – przecież to najlepsza rozrywka 😀
Evi, chyba wszyscy myślą, że w Holandii są tylko kanały i rozkładane wiatraki 😉
Ja tak strasznie lubię to wybrzeże! Moja siostra mieszkała w Haarlemie i zabrała mnie kiedyś na wycieczkę rowerową do Bloemendaal aan Zee – było pięknie! 🙂
Borze! Jak ja chciałabym mieszkać w Holandii! Zazdraszczam Twojej siostrze!
Kiedyś też wybrałam się pociągiem z Amsterdamu na plażę. Nie pamietam już co to było za miejsce, ale było cudownie! Z tego, co widzę na Twych fotkach to jednak nie było to miejsce. Zazdraszczam raju dla rowerzystów (pewnie bym się tam spłukała). Parawaningu jak widać nie ma, ale za to namiocing już jest? (albo namioting?) 😉
Ja kupiłam dzwonek do roweru z żabą na froncie. Nie pasuje do mojej bestii kompletnie. Wpadłam więc na pomysł, że przemaluję bestię żeby pasowała kolorystycznie do dzwonka 😛
jak tam pięknie!
Bosko 🙂 Teraz pewnie jeszcze szaleją grzywy morskich fal więc w ogóle miodzio 🙂
Witam, w Holandii jeszcze nie byłam, ale z chęcią wybrałabym się na plaże:-)
Widziałam dziś bilety za 200 zł w dwie strony 😛 Kupuj i leć!
Mam nadzieję, coś sobie w raju rowerowym kupiłaś!!!! Sielskiego krajobrazu Holandii jeszcze nie znam i, sądząc po zdjęciach, bardzo tam odnalazłabym się 🙂
Kupiłam dzwonek a’la porcelana z Delft, któremu namalowano żabą na froncie… Do roweru mi pasuje jak koziej pupie trąbka 😉 Ale mam!
Patrząc na te zdjęcia, faktycznie jakoś tak polska 😉 Ładnie 🙂
Nawet bardzo ładnie 😉
Ale pięknie! Plaże nad Morzem Północnym mają coś w sobie, niby podobne do naszych, ale zupełnie inne 🙂 Wooooow, chciałabym trafić do takiego raju dla cyklistów! Straciłabym pewnie wszystkie pieniądze haha 🙂
Ja wciąż żałuję, że kupiłam tylko dzwonek i buczę, że nie zdecydowałam się na zakup sakwy albo kolorowej skrzynki 😉
Ale pięknie! Plaże nad Morzem Północnym mają coś w sobie, niby podobne do naszych, ale zupełnie inne 🙂 Wooooow, chciałabym trafić do takiego raju dla cyklistów! Straciłabym pewnie wszystkie pieniądze haha 🙂