Dzień Króla w Holandii 2021

Ostatnia aktualizacja 07/03/2021
Czasem mam wrażenie, że gdy mowa o Holendrach wielu wyobraża sobie jak młody van IJkseensky z jointem w ustach stoi w kolejce po bułki, a do roboty w dizajnerskim pudełku zabiera zielone ciasteczka. Guzik prawda Ci powiem. Holendrzy z natury są powściągliwi i zdystansowani. Tylko raz w roku krajobraz zachowań społecznych się zmienia, a Holandię ogarnia pomarańczowe szaleństwo. Sprawcą jest Dzień Króla.
→ Dzień Króla – odrobina historii
Dawno, dawno temu w krainie pełnej wody i wiejących zewsząd wichrów powzięto za cel wzmocnienie więzi i poczucia wspólnoty narodowej. Zacne grono doradców jednej z sił politycznych uznało, że najlepiej zorganizować epicki event. Myślę, że chcieli trafić do księgi rekordów Guinnessa jako Ci, którzy urządzili największe przyjęcie urodzinowe na świecie. Solenizantką, która znalazła się w centrum uwagi była niezwykła dziewczynka. Taka, w której spektrum marzeń nie znajdują się sukienki, diademy wysadzane diamentami i książęta na białych rumakach. 5-letnia Wilhelmina, jako dziecko pary królewskiej miała to wszystko.
Rok w rok, przez pięć kolejnych lat w ostatni dzień wakacji mieszkańcy Holandii świętowali urodziny księżniczki – Prinsessedag. Gdy po śmierci ojca Wilhelmina zasiadła na tronie tradycja zmieniła swoją nazwę na Koninginnedag (no nie wymówię! nie wymówię! 100 x już próbowałam…) – Dzień Królowej. Święto nabrało szczególnego znaczenia w 1902 roku, gdy chora na tyfus Wilhelmina wyzdrowiała. Tradycja corocznego świętowania urodzin monarchy przetrwała kolejne pokolenia. Na przestrzeni 131 lat zmieniła jedynie swój charakter. Z oficjalnych uroczystości z defiladą w tle przeistoczyła się w ogólnonarodowy piknik.
Tak jak wspominałam Wam, pisząc o ciekawostkach na temat Holandii, święto monarchy przypada w dzień urodzin miłościwie panującego. Związane są z tym dwa niewielkie kłopoty. Pierwszym jest data święta, która zmienia się wraz z roszadami na tronie. Drugim jest nazwa tego szczególnego dnia. Od czasu koronacji młodziutkiej Wilhelminy przez 123 lata insygnia władzy w Holandii dzierżyły kobiety. Przez ponad wiek Holendrzy świętowali więc Dzień Królowej. Po abdykacji Beatrix władzę przejął jej syn Willem-Alexander i od dwóch lat obchodzony jest Dzień Króla.
No dobra, jest i trzeci kłopocik. Gdy urodziny królewskiej głowy (i reszty jego członków) wypadają w niedzielę feta odbywa się dzień wcześniej tj. 26 kwietnia.
→ Słów kilka o solenizancie
Wbijając się na cudze przyjęcie urodzinowe warto choć trochę wiedzieć kim ów solenizant jest. Wiesz, znać jego imię i trochę kojarzyć jak wygląda.
Wyjmij notatnik, dyktuję imiona: Willem-Alexander Claus George Ferdinand. Na jasną stronę brzucha przeszedł 27.04. 1967 roku w godzinach wieczornych jako syn Beatrix i Clausa. Zapewne postawił na nogi większość personelu akademickiego szpitala w Utrechcie. Gorzej, w pięciu geolokalizacjach wyrwał z rodzinnej kolacji strzelców, którzy po oficjalnym obwieszczeniu narodzin kolejnego następcy tronu oddali 101 strzałów. Takie małe, a takie głośne…
Willem dorastał w zamku Drakensteyn. Nie wyobrażaj sobie jednak ogromnego zamczyska z licznymi basztami, krużgankami i nieprzebytą fosą. To skromny, choć moim osobistym zdaniem urokliwy budynek wzniesiony w XVII wieku. Obecnie mieszka w nim Beatrix co dowodzi jak bliska jej sercu jest i okolica, i sam dom.

Źródło: Sam Pałac Królewski! Ma się kontakty 😉
Jako dziecko i nastolatek Willem uczył się pilnie w publicznej szkole podstawowej i równie publicznym liceum. Rozrabiać zaczął dopiero na studiach w Lejdzie, gdzie poza dużą dawką wiedzy na temat historii, wchłonął hektolitry złocistego napoju. Zasłużył dzięki temu na zacny przydomek Księcia Piwko.
Willem-Alexander, choć jego aparycja na to nie wskazuje, słynie z zamiłowania do sportu. Jako 19-sto latek, pod pseudonimem W.A. van Buren wystartował w najsłynniejszym wyścigu łyżwiarskim Holandii – Elfstedentocht. Kryptonim, którym się posłużył funkcjonuje od dawien dawna. Rodzina królewska ukrywa się pod nazwiskiem van Buren, gdy chce pozostać incognito. Willem-Alexander używał go również podczas wolontariatu w Kenii.
W 2002 roku oddał swoją wolność w zamian za rękę pięknej Argentynki. Maxima – mimo początkowych kontrowersji – nadzwyczaj szybko zasymilizowała się w holenderskiej społeczności. Zyskała miłość i przychylność Holendrów. Co ciekawe, Willem-Alexander poświęcił dla Maximy miejsce w kolejce pretendentów do tronu królewskiego Anglii. Prawo angielskie zabrania bowiem sukcesji osobom, które poślubiły katolika. Ach, te wyższe sfery!
Para królewska ma trzy urocze córki: Amalię, Alexię i Arianę.
Źródło: Pałac Królewski, fotograf: Robin Utrecht
→ Widzę pomarańczowość
Oranjegekte – pomarańczowe szaleństwo – to jednostka chorobowa, która kilka razy w roku dotyka każdego Holendra bez względu na wiek i płeć. Epicentrum epidemii ma miejsce w Dniu Króla. Jednostki opanowane pomarańczowym szaleństwem ozdabiają swoje domy, ulice, parki w pomarańczowe proporce, baloniki i wstążki. Same przyodziewają szaty tejże barwy. Co ciekawe, szaleństwo opanowuje też byty komercyjne i nie mówię tu o dostawcach pomarańczowych gadżetów. Sieciówki takie jak H&M czy C&A wypuszczają linie ubrań zaprojektowane z tej okazji. Ale skąd wzięło się to pomarańczowe szaleństwo?
Wszystko zaczęło się w XVI wieku kiedy Niderlandy znajdowały się pod panowaniem Karola V. Władał on dużą częścią Europy i obu Ameryk. Liczne podróże oraz sam rozmiar gigantycznego imperium zmuszały to wyznaczenia namiestników, którzy w imieniu króla opiekowali się poszczególnymi rejonami. W 1544 roku namiestnikiem Niderlandów został Willem van Oranje, który w spadku po zmarłym kuzynie odziedziczył zarówno funkcję jak i spory majątek. Nazwisko rodowe Willema wywodzi się od nazwy francuskiego księstwa Orange. Kolor rodowy jak widzisz, sam się narzucał.
Jego szczególna rola w kształtowaniu tożsamości narodowej Niderlandów jest wynikiem dynamiki zdarzeń, których tłem były religijne represje. W owym czasie po starym kontynencie szaleli przedstawiciele Hiszpańskiej Inkwizycji, którzy zostawiali za sobą morza krwi i lasy szubienic. To czas wyjątkowo mrocznego terroru na tle religijnym. Na terenie protestanckich Niderlandów porządek zaprowadzał jeden z najbardziej pokręconych i wynaturzonych inkwizytorów – książę Alba. Wolność wyznania w Niderlandach wyrosła jakoby w opozycji do jego krwawych poczynań. Można rzec nawet, że to dzięki nim. Willem van Oranje stał się bohaterem narodowym i przywódcą zrywu przeciw hiszpańskiej okupacji. Mówi się, że był prekursorem wolności wyznania i sumienia. Choć sam – jako namiestnik – nie dążył do powołania niepodległego państwa już za życia zyskał miano vader des vaderland (ojca ojczyzny). Jest najważniejszym bohaterem narodowym Holandii i jemu przypisuje się wyrwanie Niderlandów z rąk hiszpańskiego okupanta (choć więcej w tym było przypadku niż rzeczywistej załugi). Willem w 1581 roku został generalnym stadhouderem Rebubliki Zjednoczonych Prowincji i tym samym zapoczątkował panowanie dynastii Oranje-Nassau.
Nic więc dziwnego, że jego rodową barwę Holendrzy po dziś dzień noszą z dumą. Ich przywiązanie do pomarańczu jest moim zdaniem unikatowe w skali całego świata.
→ Wymiana społeczna
Jak przystało na naród o żeglarskich i kupieckich tradycjach jednym z najważniejszych elementów święta jest tzw. Vrijmarkt. Tego dnia sprzedaż całkowicie zwolniona jest z podatku więc na ulicach trwa w najlepsze największy na świecie Pchli Targ. Już od 7 rano na zaimprowizowanych stoiskach przedsiębiorczy Holendrzy rozkładają wygrzebane ze strychu starocie i próbują opchnąć je innym za parę euro. Nie oczekuj jednak, że wśród nich znajdziesz nieznany portret Vermeera czy pozłacaną łyżeczkę księżniczki Wilhelminy. Vrijmarkt to przede wszystkim zabawa.
Dzieciaki sprzedają własnoręcznie upieczone ciasteczka, mali muzycy zbierają do kapelusza opłaty za zafałszowane melodie wygrane na skrzypcach, ciocia Lotte chce sprzedać Ci stary toster a wujaszek Piet namawia do skosztowania uwarzonego przez siebie piwka. A to wszystko ukraszone ostrymi negocjacjami. Pamiętaj -> targowanie się do tradycja! Musisz spróbować 🙂
→ Dzień Króla w Holandii 2021 – co, gdzie, kiedy
W Dzień Króla Amsterdam wypełnia się po brzegi gawiedzią przebraną na pomarańczowo. Nie ma w tym ani krzty przesady bowiem do ponad 800 000 mieszkańców tego miasta dołącza prawie drugie tyle przyjezdnych. Nie trudno więc wykoncypować, że będzie ciasno jak fix.
Władze miasta zapewniają, że komunikacja miejska do centrum miasta będzie działać sprawnie. Nie będzie też problemów z przeprawieniem się promem na drugi brzeg IJ. Spore ograniczenia (szczególnie wieczorem) wystąpią z kolei w ruchu taksówek. Lokalsi twierdzą, że najlepiej poruszać się z buta. Ale tu też miej na uwadze, że czas marszruty wydłuży się mocno. Np. gdy standardowo spacer od Amsterdam Centraal do Placu Dam zajmuje 15-20 minut w Dzień Króla na przebycie tego samego odcinka potrzebna jest ponad godzina.
Choć pomarańczowe przebranie nie jest obowiązkowe – poszalej. Skompletowanie oczoj… tzn. jaskrawego outfitu kosztuje średnio 26 euro. Z kolei jeśli chcesz zdobyć tytuł mistrza handlu przygotuj się na wydatek rzędu 100 euro.
Na koniec dorzucam jeszcze 10 porad jak przeżyć Dzień Króla bez uszczerbku na zdrowiu: